Ostatnio pisałam Wam (tutaj), że w naszym małym świecie czas na zmiany. Urlop macierzyński już dawno mi się skończył. Dodatkowy urlop wypoczynkowy wykorzystany. Co dalej? Czeka mnie zmiana pracy, w sumie to już nie pracuję. Z ostatnim dniem kwietnia zakończyłam swoją dotychczasową przygodę z obecną pracą i jestem na etapie pisania CV, listów motywacyjnych, chodzenia na rozmowy kwalifikacyjne i czekania na telefon, że to własnie mnie CHCĄ! Bo przecież:
nie ma bardziej zorganizowanej, zdeterminowanej i multitaskingowej osoby od MAMY!
Dla mojego dziecka oznacza to nową rzeczywistość, nowy świat, nowych ludzi i nowe dzieci… w żłobku. Tak, tak, ten czas rozstania nastał. Nie ma co ukrywać było bardzo trudno.
Najpierw oczywiście stanęliśmy z mężem przed odpowiedzią na pytanie: Niania, żłobek, a może babcia?
Wybór dla nas był oczywisty. Babcia niestety mieszka bardzo daleko, zresztą jest jeszcze aktywna zawodowo i pewnie jeszcze długo będzie (podobnie dziadzio). Nianię odrzuciliśmy od razu, niestety bałabym się zatrudnić kogoś całkowicie obcego, wpuścić go do domu i powierzyć swój najcenniejszy Skarb. Może gdybyśmy mieli kogoś z polecenia to wzięlibyśmy tą opcje pod uwagę, ale w tej sytuacji trochę oczywiste było dla nas to, że nasz syn pójdzie do żłobka. Pytania jakie sobie stawialiśmy były związane z tym czy lepszy żłobek prywatny czy państwowy? Opinie co do tego wyboru są na prawdę bardzo, bardzo podzielone. Największym argumentem jaki przemawia za żłobkami prywatnymi jest fakt, że jest więcej pań do opieki. Ale jakby się nad tym głębiej zastanowić…
Ważniejsza jest ilość czy jakość?
Wydaje mi się, że najważniejsze to trafić do takiej placówki gdzie pracują panie z powołania, które lubią dzieci. Panie, które mają głowę pełną pomysłów, są kreatywne i bardzo cierpliwe. Co z tego, że będzie jedna Pani na np. trójkę dzieci jak będzie pracowała tak jakby za karę. Nie ulega wątpliwości, że znaleźć taki żłobek, taką perełkę wśród tylu dostępnych jest naprawdę trudno.
My naszego synka zapisaliśmy do żłobka państwowego (w sumie do dwóch), ale trochę późno się za to zabraliśmy bo zapisaliśmy go jak miał już 7 miesięcy i tym sposobem wylądowaliśmy na 256 miejscu 🙂 na liście oczekujących. Ostatecznie chodzi do żłobka prywatnego tzw. Klubu Malucha. Udało nam się zdobyć tam dofinansowanie na poziomie 1,70 zł za godzinę opieki, więc wychodzi nam jakieś 350 zł taniej niż w standardowym pakiecie.
Czy to jest dobry wybór?
Myślę, że jeszcze za wcześnie o tym mówić i oceniać bo to dopiero początek naszej przygody ze żłobkiem. Pewne jest jednak, że żłobek stanie się naszą codziennością. W perspektywie czasu postaram się napisać dla Was taki mały poradnik na co zwrócić uwagę przy wyborze żłobka, czym się kierować, o co pytać podczas pierwszego spotkania z dyrekcją, opiekunem. Pojawi się on jednak wtedy kiedy sama przed sobą będę mogła powiedzieć, że dokonałam właściwego wyboru dla mojego synka stosując odpowiednie kroki w tym kierunku i zadając właściwe pytania.
Jedna z czytelniczek na facebooku na pytanie Niania, żłobek, a może babcia? odpowiedziała „Mama”. O tak, nie ulega wątpliwości, że to właśnie my mamy chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej i stanowimy dla nich idealną opiekę. Nie każdy jednak może sobie pozwolić na taki „luksus”. Jedna para rąk do pracy w postaci męża, może czasami nie wystarczyć kiedy na karku mamy np. kredyt. Poza tym warto zastanowić się też nad tym czego JA chcę. I właśnie wtedy rozpoczyna się dość długa walka naszego sumienia:
z jednej strony chcę być z dzieckiem, z drugiej chcę być aktywna zawodowo
Ja wiem jedno, powiedzenie „szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” jest na prawdę prawdziwe. Dziecko czuje naszą miłość, nasze zadowolenie, nasze przywiązanie bo to przecież jest cząstka nas samych. Macierzyństwo nie jest jednak poświęceniem, rezygnowaniem ze swoich marzeń, pragnień czy ze swojego życia, to bycie i dawanie przykładu drugiej osobie.
Nie rezygnuj z siebie droga mamo!
A tymczasem… Idę się przygotować, muszę wyprasować koszulę, odkopać z szafy szpilki bo jutro czeka mnie ważna rozmowa kwalifikacyjna. Jestem podekscytowana, ale też trochę zdenerwowana.