10 rzeczy, które polubiłam będąc Mamą

Macierzyństwo zmienia, słyszałaś to pewnie nie raz. A jak już jesteś mamą to powiesz „oczywiście, że zmienia”. Zmienia zarówno w związku, w codziennym życiu, w organizacji dnia, niekiedy też nocy, praktycznie we wszystkim. Śmiało mogę powiedzieć, że macierzyństwo zmienia też nas – kobiety. Zmiana na podłożu emocjonalnym to chyba normalne, ale niekiedy jest to zmiana pewnych wartości, zasad czy podejścia do życia. O strefie uczuć, wrażliwości i emocji będę pisała kolejnym razem. Dzisiaj chciałam się skupić na zmianie z nielubienia na lubienie, a więc na tym jak mnie zmieniło macierzyństwo, a konkretnie co zaczęłam lubić dzięki temu, że zostałam mamą, a czego wcześniej nie lubiłam.

10 rzeczy, które zmieniło we mnie macierzyństwo:

  1. Zimna kawa

    Kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia pić zimną kawę. W ogóle nawet rzadko kiedy piłam kawę mrożoną. Dla mnie kawa to kawa. Uwielbiam jej zapach i smak. Kiedyś piłam parzoną, gorącą i bez mleka. Już w ciąży przerzuciłam się na rozpuszczalną i z dodatkiem mleka. Dlaczego? O piciu kawy w ciąży pisałam tutaj. Podczas karmienia piersią poszłam jeszcze dalej bo zaczęłam pić kawę zbożową. Mimo, że smak, zapach i działanie tej kawy całkowicie odbiega od prawdziwej to jednak moja natura się do niej przekonała i prawie przez rok piłam tylko kawę zbożową. Mało tego od kiedy zostałam mamą pokochałam picie jej w każdej temperaturze. Nawet zimna zaczęła mi smakować, może dlatego, że są takie dni kiedy „rozkoszuję” się nią baaaardzo długoooo. Przy dziecku to naprawdę rarytas wypić na spokojnie gorącą, świeżo zaparzoną kawę. Chociaż nie powiem czasami mogę sobie pozwolić na taki luksus i to jeszcze z kawałkiem dobrego, domowego ciasta 🙂

  2. Dres

    Od zawsze co prawda wolałam spodnie. Spódnice i sukienki zakładałam tylko od święta. W jeansach mogłam być cały dzień. Nic nie uciskało, nie drapało, nie musiałam w nich robić fikołków, siadać co chwila na podłodze, schylać się 100 razy dziennie, tańczyć w rytm dziecięcych zabawek. Jednak od kiedy te wszystkie czynności stały się moją codziennością pokochałam inny rodzaj spodni – dres! Co ważne w dresie też można wyglądać fajnie i seksownie. Właśnie jestem na etapie poszukiwania fajnego kompletu w którym po ciąży mój mąż nie będzie mógł oderwać ode mnie oczu (tak, tak zamierzam szybko wrócić do formy bo czeka nas kilka wyjść, na których muszę dobrze wyglądać. No ok, może nie muszę, ale chcę! ) 🙂

  3. Związane włosy

    Wiele, wiele lat chodziłam w rozpuszczonych włosach. W związanych lub upiętych włosach można mnie było zobaczyć na studenckim W-Fie lub na jakimś weselu gdzie miałam artystycznie związane czy upięte włosy. Na co dzień czasem prostowałam, czasem nakładałam piankę i miałam kręcone, ale zawsze były rozpuszczone. Przy dziecku to niemożliwe. Samo karmienie piersią domaga się upięcia, nie mówiąc już o zabawach czy wspomnianych wcześniej tarzaniach po podłodze. O nie! Moje włosy nie będą codziennie czyściły podłogi z kurzu. Tak więc upięcie, koński ogon to teraz moja codzienna fryzura.

  4. Prysznic

    Drogie mamy, która z nas nie lubi poleżeć w wannie pełnej piany? Chyba wszystkie to kochamy 🙂 Ja od dziecka byłam przyzwyczajona do kąpieli, czasem dłuższej czasem trochę krótszej, ale w wannie. No cóż, wiele nie trzeba, aby pokochać ciepły i szybki prysznic. Od kiedy jest Wiktorek po prostu szkoda mi czasu na takie długie chlapanie się w wodzie. Więcej przyjemności sprawia mi jak patrze na niego pluskającego się w wanience. Chociaż przyznaję bez bicia, że dzięki mężowi, który na urodziny sprezentował mi mleczko do kąpieli z płatkami róży bułgarskiej to skorzystałam z możliwości „domowego spa” 🙂

  5. Artystyczny, zabawkowy nieład

    Ogólnie jestem minimalistką, nie lubię jak wszędzie jest wszystkiego dużo. Lubię ład, porządek i wystawienie na półki kilku fajnie pasujących rzeczy. Dziecko = bałagan. Byłam pewna, że dam sobie z tym radę. W końcu sprzątanie na bieżąco może przynieść zadowalający efekt. Nie! No chyba, że chcesz się zarobić i robić całymi dniami tylko to. No więc od kiedy jestem mamą to pokochałam artystyczny, zabawkowy nieład. Oczywiście na początku dość skrupulatnie próbowałam ogarniać te zabawki. Zakup fajnego, dużego pudła na zabawki, potem drugiego… no cóż moje starania i chęć porządku w domu chyba muszą jeszcze poczekać. Nie da się! Zabawki są wszędzie. Salon stał się pokojem dziennym, w którym na półkach zamiast pięknych zdjęć, figurki z wakacji, kilku ciekawych książek są pluszaki, puzzle, autka, obrazki z autkami, ciuchcie itp. Początkowo mnie to denerwowało, zwłaszcza jak miał nas ktoś odwiedzić, próbowałam to ogarniać, ale poddałam się kiedy Wiktorek dostał od chrzestnej 100 kulek, od dziadków chyba 200 różnokształtnych klocków, a z jego kolekcji autek można już nawet niezły pociąg poustawiać. Tak więc żeby miło się piło wieczorem herbatę z mężem (jak mam siłę) to pozostaje ogarnięcie tego, ale tylko ogarnięcie, a nie dogłębne sprzątanie. Większe sprzątanie ma sens wtedy jak dziecko pójdzie spać. A od rana… 🙂

  6. Zakupy on-line

    Lubisz zakupy? Wiem, wiem, że odpowiesz TAK! Mało jest kobiet, które nie lubią robić zakupów, buszować gdzieś na wyprzedażach, mierzyć tysiące ciuchów. Ale mam na myśli nie tylko te ubraniowe zakupy, ale też wybieranie czegoś do domu, oglądanie, dotykanie, sprawdzanie. Od kiedy zostałam mamą to przyznaję, że nie mam na to czasu. Zakupy z dzieckiem w moim przypadku to kiepski pomysł. Ostatnio kupiony przed Świętami kożuszek, kupowany „rodzinnie” niestety wrócił na półkę sklepową. Tak więc naturalnym się stało, że polubiłam zakupy on-line. Zarówno w tym jak i w tamtym roku wszystkie prezenty pod choinkę kupiłam przez internet i muszę przyznać, że były strzałem w dziesiątkę. Prezenty dla Tomka, Wiktorka z okazji urodzin, imienin, rocznicy ślubu, czy Dnia Dziecka też zamawiałam przez internet. To naprawdę świetna sprawa. Do spożywczych jeszcze się nie przekonałam, ale chyba na razie nie muszę. Bo jak ja nie mogę ich zrobić to idzie Tomek, często z Wiktorkiem za rękę i kupują dokładnie wszystko to co mają skrupulatnie napisane na karteczce 🙂

  7. Zakupy dla kogoś potrafią sprawić większą radość niż dla siebie

    Idąc dalej wątkiem zakupów to chyba przyznasz mi rację jak bardzo cieszą kolejne małe, słodkie bodziaki w Twoich dłoniach. W momencie kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży zahaczanie o półkę z akcesoriami dla dzieci, śledzenie on-line sklepów z odzieżą dziecięcą stało się moim nawykiem. Trochę niebezpiecznym bo nieraz ucierpiał na tym nasz budżet, ale nigdy w życiu nie spodziewałam się, że zakupy dla dziecka mogą nieść za sobą taką radość. Kupienie dziecku na „Bal Starszydełek” stroju za ponad 100 zł praktycznie na jeden raz to głupota. Tak wiem, no ale przecież człowiek uczy się na błędach prawda? No przyznaj się czy Tobie ani razu nie zdarzyło się kupić kolejnej pary bodów, śpiochów, których nawet nie zdarzyłaś założyć dziecku? 🙂 Co więcej jak to cieszy, bardziej niż kolejny kosmetyk w kosmetyczce!

  8. Gotowanie

    Do Magdy Gessler jeszcze mi sporo brakuje. Zarówno talentu jak i tak wielkiej pasji gotowania. Jednak kiedyś nie lubiłam gotować wcale. Od kiedy na świecie pojawił się ten malutki człowieczek, a ja musiałam dbać o siebie podczas karmienia piersią i o męża of course 🙂 który bardzo mi pomagał to zaczęłam gotować. Na początku przyznaję bez bicia dość niechętnie. W momencie kiedy Wiktorek zaczął jeść już nie tylko mleczko mamy to zaczęłam gotować także jemu (od razu zaznaczam, że słoiczki także pojawiły się w diecie mojego synka). Widok jedzącego dziecka, na początku mruczącego coś do siebie po każdym kęsie, a teraz mówiącego „doba” czyli dobre czy pusty talerz są ogromną motywacją i sprawiają wielką radość.

  9. Brak makijażu

    Chociaż lepiej się czuję jak mam pomalowane chociaż rzęsy to czasami najzwyczajniej w świecie gdzieś mi to umyka. Jestem kobietą więc lubię czuć się piękna. Tak, tak pewnie Tobie też Twój partner powtarza, że jesteś najpiękniejsza bez żadnego makijażu. Ja to od męża słyszałam niejednokrotnie. Jednak nie oszukujmy się, wystarczy, że rzęsy pociągnięte są tuszem to od razu nadają naszej twarzy wyrazu. No cóż od kiedy jednak numerem jeden jest Wiktor i jego potrzeby czasami zupełnie zapominam gdzie stoi kosmetyczka. O nakładaniu podkładu, cieni, kredki itd. już nawet nie wspominam. Większość dni mój makijaż stanowi krem na dzień, czasem uda mi się położyć jeszcze krem pod oczy i na tym koniec. A wyobrażasz sobie, że kiedyś od tego zaczynał się mój dzień? Nie wychodziłam nawet do sklepu bez makijażu.

  10. Płaskie buty

    Ci co mnie znają już parę dobrych lat wiedzą, że od zawsze lubiłam obcasy. Prawie wszystkie moje buty (no może poza adidasami w które musiałam się przebrać na wspomniany już wcześniej studencki WF) miały chociaż niewielki obcas. Od razu zaznaczam, że nie paradowałam codziennie w 7 czy 10 cm szpilkach, ale lekkie podwyższenie musiało być. Nawet prawo jazdy zdawałam w butach na obcasie (uprzedzam wątpliwości – zdałam za pierwszym razem 🙂 ).  Chyba nie muszę za dużo tłumaczyć jak bardzo zmieniła się moja szafka z butami od kiedy zostałam mamą. W sumie to już w ciąży, zwłaszcza w końcówce przerzuciłam się na całkiem płaskie. A później jak już Wiktorek pojawił się na świecie i musiałam z drugiego piętra znieść jego i gondolę do wózka, nie wspominając już czasu kiedy zaczął biegać, a ja za nim na placu zabaw, po trawie, kałużach, a czasem i po błocie. I wszystko jasne 🙂

A na koniec mała sentencja:

Możesz nauczyć się od swoich dzieci
o wiele więcej,
aniżeli one nauczą się od ciebie.
Poprzez ciebie poznają świat,
który już przeminął,
ty w nich natomiast odkrywasz świat,
który właśnie się rodzi.
Friedrich Rückert

A co Ty polubiłaś od kiedy zostałaś MAMĄ?

Najpewniej zainteresuje Cię też: