Kontrowersyjna metoda usypiania 3-5-7

Mająca swoich zwolenników i przeciwników metoda usypiania 3-5-7 budzi wiele kontrowersji. Zanim ją zastosujesz, przeczytaj! Dużo o niej słyszałaś? A może myślisz, że wiesz o niej już wszystko? Znasz kogoś kto podjął próbę i nauczył dziecko same zasypiać właśnie dzięki systemowi 3-5-7? Koniecznie podziel się swoimi spostrzeżeniami w komentarzu. Wcześniej jednak zapraszam Cię do przeczytania co ja myślę o tej metodzie i czy zdecydowałam się ją zastosować.

Jak wdrożyć metodę usypiania 3-5-7?

O samej metodzie dowiedziałam się już dawno temu kiedy to szukaliśmy z mężem jakiegoś skutecznego sposobu jak oduczyć synka usypiania na rękach. O ile małe 3 czy 4 kilogramowe dziecko cudownie jest tulić w ramionach o tyle 10 kilo robi już swoje. I owszem tulić i całować swoje dzieci z chęcią będę zawsze, ale może nie koniecznie moje ręce przebranżowię w hamak do usypiania 🙂 Tak więc wspólnie z Tomkiem czytaliśmy, pytaliśmy tych bardziej doświadczonych i tak w końcu trafiliśmy na – jak to autor określił – „najskuteczniejszą metodę usypiania dzieci”.

Pomijając fakt, że metoda ta od początku budziła moje wątpliwości to podjęliśmy próbę. A właściwie dwie albo trzy próby, ale za każdym razem się poddawałam. Z perspektywy czasu cieszę się, że nie wytrzymałam i powiedziałam dość praktycznie na samym początku jej stosowania. Nigdy nie udało nam się dojść nawet do pełnych 5 minut. Próby podjął się Tomek, kazał mi nawet wyjść z domu, ale matczyne serce płakało razem z zostawionym w łóżeczku Wiktorkiem. Przerywałam. Brałam i tuliłam w ramionach z całych sił. Kłótnia oczywiście zaliczona, kolejne dni przebiegały w ciszy małżeńskiej, ale to była dobra decyzja. Teraz wiemy to oboje. Dlaczego? O tym za chwilę. Dla mniej wtajemniczonych jeszcze krótko przypomnę zasadę postępowania przy metodzie 3-5-7.

Kwintesencja metody 3-5-7

Metoda ta polega na odłożeniu dziecka do łóżeczka i wyjściu z pokoju kładąc je spać. Ważne, aby moment ten nastąpił po wieczornych rytuałach: kąpieli, myciu ząbków, przeczytaniu bajki, wieczorynce czy innych, które stosujesz wieczorem. Życzysz dziecku dobrych snów i wychodzisz. Wracasz do dziecka jeżeli płacze (a będzie płakać na pewno) w odpowiednich odstępach czasu. Jak sama nazwa wskazuje najpierw po 3 minutach, potem po 5 i na końcu po 7. Ważne jest to, że jak wracasz to nie możesz wyjąć malucha z łóżeczka, przytulić go, nawet nie wskazane jest nawiązywanie kontaktu wzrokowego, żadnej rozmowy. Możesz przez chwilę pogłaskać, podrapać po pleckach, powiedzieć coś szeptem (ale nie wdawać się w dyskusje) i znowu wyjść nawet jeżeli nie udało Ci się uspokoić malucha. Twój czas w pokoju dziecka nie powinie być dłuższy niż 2 minuty. Metodę stosujesz do momentu, aż dziecko zaśnie. Obrazowo:

3 minuty

Twoja obecność (max 2 minuty)

5 minut

Twoja obecność (max 2 minuty)

7 minut

Twoja obecność (max 2 minuty)

Powyższy schemat powtarzasz do momentu zaśnięcia dziecka

Na taką metodę trafiliśmy wtedy z Tomkiem. Oryginalnie jednak Ferber – twórca tej metody – podczas „wizyt” u dziecka polecał nie nawiązywanie żadnego kontaktu z dzieckiem ani wzrokowego ani rozmowy, ani nawet głaskania. Wskazuje on, że wracasz do pokoju, aby pokazać dziecku, że jesteś, a nie po to, aby je uspokoić. Dodatkowo zalecał on stopniowe zwiększanie czasu kiedy zostawiasz dziecko. W ten sposób w 7. dniu odkładasz dziecko i wychodzisz na 20 minut, a później nawet na 25 i 30!

Dlaczego jestem na „NIE!”?

Na początku warto sobie uświadomić, że płacz dziecka zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia to jego jedyny sposób komunikacji z nami. Nie potrafi ono jeszcze mówić więc wszystkie swoje potrzeby wyraża właśnie w ten sposób. I nie mam tutaj na myśli tylko: przewinięcia, nakarmienia, przebrania w czyste ciuszki, ale też przytulenia, dotyku, uśmiechu, obecności. Jesteśmy dla dziecka najbliższymi mu osobami. Przy nas czuje się szczęśliwe i bezpieczne. Jego płacz czasami może świadczyć po prostu o potrzebie bliskości. Dziecko podobnie jak my lubi być przytulane, całowane, lubi czuć naszą bliskość. Nie wiem jak Ty, ale ja też wolę zasypiać w objęciach mojego męża.

Zresztą trafiłam ostatnio na blogojciec.pl na pewien cytat od L. R. Knost:

Młode mamy często słyszą, że po tym jak dziecko zostanie nakarmione, umyte i przebrane, to gdy tylko zaczyna płakać, powinny je odłożyć, ponieważ „wszystkie jego potrzeby” zostały zaspokojone. Tymczasem ja mam nadzieję, że pewnego dnia wszystkie młode mamy słyszące te porady uśmiechną się wtedy pewnie i odpowiedzą: „Urodziłam dziecko, a nie tylko system trawienny. Moje dziecko ma mózg, który musi nauczyć się zaufania i serce, które pragnie miłości. Zaspokoję wszystkie te potrzeby: fizyczne, psychiczne i emocjonalne. I zareaguję na jego płacz, ponieważ płacz jest formą komunikacji, a nie manipulacji”.

Dlaczego więc metoda 3-5-7 jest tak skuteczna?

To proste. Po jakimś czasie maluch w końcu zasypia bo jest zwyczajnie zmęczony płaczem. Zapytasz pewnie dlaczego w takim razie w kolejnych dniach ten płacz trwa już krócej, a później milknie. To też jest proste. Dziecko milknie bo wie, że nikt nie zareaguje, że nikt do niego nie przyjdzie. Dlatego przestaje płakać. Nie wierzysz? Mnie ostatecznie przekonała pewna historia, która jakiś czas temu obiegła chyba cały świat. Po jej przeczytaniu zaczęłam po prostu płakać…

Jest to historia pewnej kobiety, matki, która w 2015 roku urodziła swoje pierwsze dziecko – dziewczynkę. To ona – Dayna zamieściła na swoim profilu na Facebooku zdjęcie jak śpi ze swoją córeczką w jej łóżeczku.

źródło: facebook

źródło: facebook

Zdjęcie zrobił jej mąż, który po powrocie z pracy do domu zastał właśnie swoją żonę mocno wtuloną w ich maleńkie dziecko. Pewnie zastanawiasz się co jest w tym takiego niezwykłego? Dlaczego historia tej kobiety stała się tak popularna?

Dlaczego weszła do łóżeczka swojej córeczki?

Jak sama napisała pod zdjęciem:

To było kilku tygodni temu, kiedy zbliżyłam się do łóżeczka w nadziei, że uspokoję moją ząbkującą, krzyczącą, przemoczoną od łez i zaczerwienioną na twarzy małą dziewczynkę.

Powodem dlaczego tak postąpiła było uczestnictwo jej i męża w pewnej katolickiej konferencji. Zresztą przeczytajcie sami co napisała Dayna:

„Pierwszy raz ja i Matt wyszliśmy gdzieś bez Luelli, aby uczestniczyć w pewnej katolickiej konferencji. Na tej konferencji misjonarz podzielił się swoją historią, która wstrząsnęła mną do głębi. Chwila, która na zawsze wypaliła moją delikatność, wzburzyła moje hormony, a serce świeżej mamy stało się 100 razy bardziej kruche po jej usłyszeniu. Ten misjonarz był w sierocińcu w Ugandzie i choć bywał w podobnych miejscach już wiele razy wcześniej, ten konkretny sierociniec był inny. Wszedł do żłobka, w którym było ponad 100 łóżeczek z dziećmi. Słuchał w zdumieniu i zastanawiał się, jak to możliwe, że w pomieszczeniu panowała zupełna cisza. Cisza, która jest rzadkością w żłobkach, nie mówiąc już o żłobku w którym jest 100 noworodków. Misjonarz zwrócił się do gospodyni tego miejsca i zapytał dlaczego w żłobku panuje taka cisza. Odpowiedź jaką uzyskał, jest czymś, czego nigdy, przenigdy nie zapomnę. Spojrzała na niego i odpowiedziała: Po około tygodniu od momentu kiedy tu trafiają i po niezliczonych godzinach kiedy domagają się uwagi, w końcu przestają płakać, kiedy zdają sobie sprawę, że nikt do nich nie przychodzi (…) przestają płakać, gdy zdają sobie sprawę, że nikt do nich nie przychodzi. Nie za 10 minut, nie za 4 godziny i być może już nigdy. Załamałam się. Dosłownie nie mogłam zebrać kawałków mojego serca rozrzuconego po podłodze audytorium. Ale jednocześnie, miesza się we mnie pragnienie, głód… i obietnica w moim sercu. Wróciliśmy do domu w nocy, Luella odpoczywała i razem kołysałyśmy się. I wtedy złożyłam jej obietnicę. Obiecałam jej, że zawsze będę do niej przychodzić. Zawsze. O 2:00 w nocy, kiedy usłyszę żałosne i rozpaczliwe piski przez elektroniczną nianię, przyjdę do niej. Jej pierwszy ból, jej pierwszy zawód miłosny… Przyjdziemy do niej. Będziemy tam, żeby ją wspierać, aby czuła, że może podejmować decyzje samodzielnie, a my będziemy ją w tym wspierać. Pokażemy jej poprzez nasze łzy i frustrację, że jest w porządku płakać i czuć. Że zawsze będziemy bezpiecznym miejscem i zawsze będziemy obok niej.”

Płaczesz? Ja jak pierwszy raz przeczytałam tą historię to łzy ciekły mi sznurkiem. Nie wiem czemu od razu przypomniała mi się ta chora metoda usypiania dzieci, zostawiania ich samych sobie, czekania aż się wypłaczą. Twoje serce, które rozpada się na tysiąc kawałków i ten mały człowiek, którego poddaje się tresurze. Za mocne słowa? Nie wydaje mi się. Dziecko nie umie liczyć, nie wie ile to jest 5 czy 7 minut dla niego te chwile samotności to przepaść, w której powoli znika i swoim płaczem prosi Cię abyś chwyciła tą małą rączkę i pomogła mu w Twoich objęciach bezpiecznie przejść do świata snu…

… dlatego nie polecam metody usypiania 3-5-7! A Ty?

Najpewniej zainteresuje Cię też:

47 komentarzy

  1. Balbina pisze:

    Ja tą metodę mam zmodyfikowaną gdyż dziecko musiał wiedzieć że rodzice będą zawsze jak ich potrzebuje i nie radzę stosować u dzieci poniżej roku bo takie to Noe zrozumie jak mu się mówi że mama góry kocha i ze pora spać Ale.1, 1,5 czy 2 lata to najwyższy czas żeby dziecko zasypialo same. U mnie synuś płakał 2 minutki przychodzilam brałam na ręce tulilam tłumaczyłam ze Go kocham ze jestem blisko że pora spać i jakby się coś działo to przyjdę i tak i po 100 razy Ale zasypial w końcu w łòżeczku jednocześnie mając poczucie że jak zawola to ktoś przyjdzie weźmie na ręce utuli przegonił zły sen z córką też tak robiłam i szybko nauczyła się sama zasypiac dziś ma 5 lat jak ma zły sen to sama do nas przychodzi Ale na szczęście zdarza się to rzadko

  2. Joanna pisze:

    Ja zmodyfikowana trochę tą metodę pod siebie i córcię. Odstępy czasu na jakie wychodzę z pokoju ustaliłam na 4-5 minut (w zależności na jak długo starcza mi siły aby stać pod drzwiami i nasłuchiwać) po czym wchodzę i bez wyciągania dziecka z łóżeczka pozwalam sobie na każdy kontakt który może zapewnić córcię, że jestem i zawsze wrócę tak więc głaszczę po główce, przytulam buzię do policzka, całuję, szepczę wszystko nie dłużej niż minutę. Muszę w tym miejscu przyznać, że chyba jestem szczęściarą bo od pierwszego dnia stosowania metody wejście do pokoju po 3 odstępie czasu kończy się całusem i otuleniem kołderką smacznie już śpiącego brzdąca. Ale po co w ogóle zdecydowałam się na tą metodę? Dla wygody? Chwili wieczornego spokoju? Otóż nie, nie przeszkadzał mi sposób wieczornego usypiania dziecka, ale fakt, że spała w nocy bardzo, ale to bardzo niespokojnie. Zrywała się z płaczem nawet co pół godziny. Próbowałam wszystkiego ogrzewać pokój i wręcz przeciwnie, grubsza piżamka i cieńsza, z kołderką i bez tańcowałam z łóżeczkiem po całym pokoju, bo może nie to miejsce. Pierwszej nocy po zastosowaniu tej metody zasypiania moje dziecko obudziło się dwa razy w ciągu całej nocy i to normalnie marudząc jedynie, a nie stawiając wszystkich na nogi krzykiem pierwszy raz z głodu, a drugi z powodu mokrej pieluszki po czym w locie zasypiała sama ponownie. I tak póki co jest do dziś (2 tygodnie). Tak więc może nie taki diabeł straszny? Może jednak coś w tym jest? Ale zgodzę się, że metoda nie jest dla każdego zarówno dziecka jak i rodzica. Próbowałam tej metody na starszej córce i nie dałam rady tak zawzięcie płakała. Życzę powodzenia z Waszymi maluchami 🙂

    • Fajnie, że udało Ci się szybko i w miarę bezboleśnie przyzwyczaić córkę do zasypiania samej w łóżeczku. Trzymam kciuki, aby tych pobudek w nocy było jak najmniej – Ty też możesz mi tego życzyć bo zaczynam chodzić jak widmo 🙂
      Dzięki, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem 🙂

  3. Natalia pisze:

    Mam właśnie 5 miesięcznego synka. Niestety od 3 tyg ma problemy ze snem. Zasypiał albo na rękach albo przy piersi, odkladany do łóżeczka spał zaledwie 20 min i tak mu zostało do dziś. W dzień albo ma krótkie drzemki i budzi się niewyspany albo śpi ze mną / przy mnie. Za to wieczorem zasypia w. swoim łóżeczku i budzi się 2 razy na karmienie. Pediatra kazał mi go właśnie zostawiać w łóżeczku aby zasypial sam, ale tak chyba się nie da. Zawsze trzeba potrzymac dziecko za rękę, pogłaskać, podrapac po pleckach. Jestem z wykształcenia pedagogiem na studiach pracowałam w klubie malucha z 6 miesięcznymi dziećmi i każde z moich podopiecznych potrzebowało kotaktu przy zasypianiu. Nawet kiedy pracowałam w przedszkolu na leżakowaniu niektóre dzieci nadal potrzebowały czułości. Ja również nie jestem za tą metodą ale dziecko nie musi spać z rodzicami w łóżku można je usypiac we własnym łóżeczku. Ważne są wieczorne rytuały my 15 min przed senem śpiewamy kolysanki, potem kąpiel, mleko i poklepywanie po pupci w łóżeczku….

    • Jak najbardziej, zgadzam się, że dziecko wcale nie musi spać z rodzicami, ma przecież swoje łóżeczko. Jednak tak jak piszesz Natalio bardzo ważne są wieczorne rytuały, a także bliskość: przytulanie, głaskanie, trzymanie za rękę. Bliskość… przecież nawet my dorośli jej potrzebujemy.

  4. Patrycja Lizoń pisze:

    Ja jestem mamą dwóch synów. Starszy był nauczony spania z nami w łóżku. Byłam zdania, że każdym płaczem pokazuje jak bardzo potrzebuje mnie i mojej bliskości. Wstawał w nocy po 8 razy. Zasypiał na rękach lub z nami w łóżku. Byłam zmęczona… wyczerpana do granic swoich wytrzymałości. Często zawodziłam bliskich, a zasypiałam niemal na stojąco. Kiedyś usłyszałam o tej metodzie i postanowiłam spróbować. Oczywiście nie dałam rady… Syn rósł i z biegiem czasu sam nauczył się spac u siebie, ale w nocy wstawał do 3 lat!!! 9 miesięcy temu urodził się mój drugi syn. Od początku spał w swoim łóżeczku. Czasami myślałam, że nie będziemy mieć tak dobrego kontaktu jak z pierwszym, bo spi sam. Ostatnio zachorował… zachlystowe zapalenie uszu… gorączka, ból i zły humor. Aby mieć nad nim kontrole, spał z nami przez tydzień. Oczywiście, że nauczył się błyskawicznie spania z nami. Znowu było wstawanie po 8 razy, kiedy tylko kołdra zaszumiała. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, ale obiecałam sobie konsekwencje! Nie chodź, nie podnoś, nie lulaj itd. Za nami 5 dni… dzisiaj w nocy mieliśmy kryzys, bo mały nie chciał się uspokoić. Moje emocje targały mną na lewo i prawo. Złość, żal i smutek. On to czuł. Stanęło pytanie: zabrać do siebie czy zostawić w łóżeczku i niech cały tydzień weźmie szlag. Postanowiłam wyjść z sypialni (mąż został). Uspokoił się od razu i zasnął… najwyraźniej czuł moje złe emocje i kiedy wychodząc zabrałam je ze sobą, on się uspokoił i zasnął… płakałam w nocy, miałam świadomość, że robimy mu krzywdę i że pewnie czuje się samotny, ale i ja zasnęłam. Wiecie co?? Obudził się dzisiaj rano jak zwykle z ogromnym uśmiechem i doszło do mnie, że ta metoda chyba nie jest taka zła. Widzę, że on lamentuje, ale płacze bez łez i robi to zupełnie świadomie, bo wie, że na płacz każdy z nas zareaguje… z drugim dzieckiem jest inaczej. Jest się mądrzejszym o to pierwsze i ma się już jakieś doświadczenie. Idzie nam coraz lepiej. Mały zasypia zwykle do 3 min. i budzi się tylko raz czasami dwa. Dla mnie to ogromny postęp! Nie mogę pozwolić sobie na wyczerpanie organizmu, bo mam dwójkę wspaniałych dzieci i jestem im potrzebna wyspana i w dobrym humorze. Nie będę nikomu polecać czy tez nie. Uważam, że rodzic wie najlepiej jakie ma potrzeby jego dziecko i on sam. Ja nie żałuje!

  5. Michał Bielawski pisze:

    To jest metoda dawnych Indian z Ameryk i może również plemion Afrykańskich. Dziecko było pozostawiane same sobie (matka była w okolicy, ale się nie pokazywała), żeby uczyło się nie reagować płaczem, bo to mogło np zdradzić jego kryjówkę drapieżnikom lub napastnikom.
    Teraz chyba nie ma sensu..

  6. Anita pisze:

    Witaj, nie jestem jeszcze mamą, ale obserwuję bacznie młode mamy i ich otoczenie, sama w niedalekiej przyszłości chciałabym mieć dziecko. Czytając ten post, łzy napłynęły mi do oczu i od razu przyszły mi do głowy słowa, które słyszę wielokrotnie, a mianowicie „nie noś go tyle, bo się przyzwyczai” „nie przytulaj jej cały czas, bo będzie rozpieszczona”. Z całym szacunkiem, później rosną tacy emocjonalni niedorozwoje. Więź emocjonalna jest wyjątkowo ważna, bo właśnie rodzimy człowieka, z sercem, duszą, rozumem i uczuciami, które trzeba tak samo zaspokajać jak potrzeby typowo fizjologiczne. Jeśli chodzi o tę metodę, na pewno jej nie zastosuję jeśli dane mi będzie zostać mamą.

  7. Słyszałam o tej metodzie i nawet raz spróbowałam i wiem, ze juz nigdy tego nie zrobię! Dziecko potrzebuję Naszej bliskości, miłości. Bo kiedy mamy je tulić jak nie teraz?? To co damy mu juz teraz zaowocuje i wróci do Nas 😉

    • Dokładnie, takie malutkie dziecko bardzo, bardzo potrzebuje naszej bliskości.
      A jak wyglądał u Was ten jeden raz kiedy zdecydowałaś się skorzystać z tej metody? Szybko przerwałaś czy starałaś się dotrwać do zaśnięcia maluszka?

  8. Nigdy nie próbowałam i nie polecam nikomu tej metody usypiania. Nie podobała mi się ta tresura od początku. A najlepsze, że miałam w domu książkę Tracy Hogg, bo myślałam, że to super poradnik dla początkującego rodzica- ten łatwy plan mi nie pasował. Lila ma prawie 3 lata i zawsze usypiamy razem – bajka, przytulaski i siedzę z nią tyle czasu ile ona potrzebuje 🙂 miłość, miłość, miłość to metoda na wszystko i jeszcze zrozumienie i wyobrażenie jak ja czułabym się w takiej sytuacji?

    • Myślę, że bardzo ważne jest to co napisałaś, a mianowicie, aby czasami zastanowić się jak my sami czulibyśmy się w podobnej sytuacji. Nasz Wiktorek ma prawie 2,5 roczku i też potrzebuje naszej bliskości przed snem. Często zasypia ściskając moją dłoń…

  9. Zwykła Matka pisze:

    Ja nie korzystałam z żadnych metod…po dziś dzień czytam córce książki na dobranoc i tyle 🙂

  10. Autventure pisze:

    Argumenty Ani do mnie przemawiają, choć metoda też wydaje się dosyć ciekawa.

  11. Nigdy w życiu nie słyszałam o tej metodzie i bardzo dobrze, bo chyba sama nie umiałabym się tak zachować… Nie wiem czy w ogóle byłabym w stanie wyjść z pokoju, gdy ktoś z mojej rodziny by płakał. Zawsze jest przy tym potrzebna obecność drugiego człowieka.

  12. Nie miałabym serca do zostawiania swojego płaczącego dziecka, BO TAK TRZEBA. Dzieci nie są z natury wredne, dlatego jeśli płaczą, to znaczy, że czegoś potrzebują. Doskonale wiem, że kiedyś nadejdzie czas, kiedy moje dziecko zapragnie samo spać, a teraz delektuję się tymi wspólnymi chwilami. 🙂

  13. Czarnulaaa pisze:

    W życiu nie wyobrażam sobie zostawić mojego 4 miesięcznego synka plqczacego w łóżeczku. Dla mnie ciężkie było zaprzyjaźnienie się z elektroniczną nianią i faktem, że śpi sam w łóżeczku. Nie wyobrażam sobie jakie spustoszenie musi wywoływać takie doświadczenie u maleństwa.

    • 4 miesięczne dziecko to jeszcze taki maluszek 🙂 Zazwyczaj rodzice szukają jakiś sposobów i metod jak już dziecko jest nieco starsze, a nadal wymaga np. kołysania, aby zasnęło.
      A z jakiej elektronicznej niani korzystasz? Możesz polecić?

  14. Ja jestem przeciwniczką wszystkich metod i teorii nauki samodzielnego zasypiania, chociaż przyznam, że bardzo dużo się o nich naczytałam, bo moja Melushka od samego urodzenia miała problemy ze snem i nadal nie zasypia sama i często się budzi. Kiedyś chciałam z tym walczyć, szukałam sposobu, ale od razu wykluczył sposoby, które zakładają nawet 1 minutę płaczu. Na szczęście, po pewnym czasie doszłam do wniosku, że nie ma co walczyć, trzeba nauczyć się z tym żyć, tak jak jest, a przecież w końcu nauczy się sama zasypiać. Najważniejsze to zwracać uwagę na potrzeby dziecka i robić to co dyktuje nam miłość.

    • O tak, w macierzyństwie praktycznie na każdym etapie bardzo ważne jest zwrócenie uwagi i słuchanie potrzeb dziecka. A jak Asiu Twoja córeczka zasypia wieczorem? Śpiewasz kołysanki, czytacie bajeczki czy masz jakieś swoje matczyne sposoby?

      • Przytulam ją i śpiewam kołysanki. Według tych wszystkich teorii, to nie jest dobry sposób usypiania, ale w naszym przypadku, zarówno mnie, jak i mojej córeczce z tym dobrze, więc dla mnie jest to najlepszy sposób. Owszem, zajmuje on trochę czasu, ale mam świadomość tego, że za jakiś czas już nie będzie chciała, abym ją przytulała przed snem, a ja kocham to robić, więc korzystam póki mogę 🙂

  15. Anna Janda pisze:

    Wydaje mi się, że to rozdmuchiwanie tematu bez potrzeby. Są takie momenty i takie dzieci, kiedy właśnie najlepszą metodą jest pozostawienie dziecka samego, aby mogło się wyciszyć. Okrucieństwem jest pozostawianie dziecka samego wtedy, gdy ono chce się przytulić, ale z tego tylko powodu nie skazywałabym jej z góry na porażkę.

    Wystarczy zachować zdrowy rozsądek, zaufać własnej intuicji i bacznie obserwować dziecko, by wiedzieć czego ono chce.

    • Aniu, jak najbardziej każde dziecko jest inne i ważne jest obserwowanie dziecka i słuchanie jego potrzeb. Uważam jednak, że jest wiele innych metod na wyciszenie dziecka przed snem niż zostawianie go samego (bardzo często płaczącego) w pokoju na określony czas tak jak zakłada ta metoda.

  16. Izabela pisze:

    Też jestem przeciwniczką takich metod.O ich szkodliwości, z punktu widzenia psychologii i neuropsychologii pisałam jakiś czas temu.Cóż,pozorna skuteczność jest dużą zachęta dla rodziców..

  17. Mama notuje pisze:

    Jak dla mnie ta metoda to torturowanie dziecka i rodziców, serio, nie wiem co myślał ten, kto ją wprowadzał i rozpowszechnił.

    • Ferber czyli twórca tej metody twierdzi, że wytrwałość popłaca, a swoją metodę porównuje do uczenia dorosłego spania bez poduszki. Wiadomo, początki nie będą łatwe, ale w końcu się przyzwyczai i nauczy. Dziwne i jak dla mnie niezrozumiałe porównanie prawda?

  18. Mom on top pisze:

    Zupełnie nie podoba mi się ta metoda, jak zresztą każda inna. Nigdy nie stosowałam żadnych metod, ani trendu w wychowaniu dziecka. Po prostu miłość i intuicja, to moje jedyne dwie metody 🙂

  19. BeeMammy pisze:

    Nie probowalam i nie zaluje. Po pierwsze ja bym tego nie zniosla a po drugoe nie wyobrazam sobie ze na moje dzieci by to dzialalo

  20. Mamatorka pisze:

    Czytałam już wcześniej tą historię, ale po raz kolejny bardzo mnie ona poruszyła.
    Też zdecydowanie NIE polecam tej metody usypiania. Tak samo jak nie mogę znieść rad typu: zostaw niech się wypłacze.
    To dziecko nam ufa, dlatego płacze.

  21. Sandra pisze:

    Nie mogłam powstrzymać łez. Dajemy życie nie po to żeby je pożniej odrzucać. Czasami jest ciężko gdy dziecko płacze z niewiadomych powodów a my padam z nóg. Ale pamiętajmy że te małe serduszko ma tylko nas i przy nas czuje się bezpiecznie