Macierzyństwo zmienia, słyszałaś to pewnie nie raz. A jak już jesteś mamą to powiesz „oczywiście, że zmienia”. Zmienia zarówno w związku, w codziennym życiu, w organizacji dnia, niekiedy też nocy, praktycznie we wszystkim. Śmiało mogę powiedzieć, że macierzyństwo zmienia też nas – kobiety. Zmiana na podłożu emocjonalnym to chyba normalne, ale niekiedy jest to zmiana pewnych wartości, zasad czy podejścia do życia. O strefie uczuć, wrażliwości i emocji będę pisała kolejnym razem. Dzisiaj chciałam się skupić na zmianie z nielubienia na lubienie, a więc na tym jak mnie zmieniło macierzyństwo, a konkretnie co zaczęłam lubić dzięki temu, że zostałam mamą, a czego wcześniej nie lubiłam.
10 rzeczy, które zmieniło we mnie macierzyństwo:
-
Zimna kawa
Kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia pić zimną kawę. W ogóle nawet rzadko kiedy piłam kawę mrożoną. Dla mnie kawa to kawa. Uwielbiam jej zapach i smak. Kiedyś piłam parzoną, gorącą i bez mleka. Już w ciąży przerzuciłam się na rozpuszczalną i z dodatkiem mleka. Dlaczego? O piciu kawy w ciąży pisałam tutaj. Podczas karmienia piersią poszłam jeszcze dalej bo zaczęłam pić kawę zbożową. Mimo, że smak, zapach i działanie tej kawy całkowicie odbiega od prawdziwej to jednak moja natura się do niej przekonała i prawie przez rok piłam tylko kawę zbożową. Mało tego od kiedy zostałam mamą pokochałam picie jej w każdej temperaturze. Nawet zimna zaczęła mi smakować, może dlatego, że są takie dni kiedy „rozkoszuję” się nią baaaardzo długoooo. Przy dziecku to naprawdę rarytas wypić na spokojnie gorącą, świeżo zaparzoną kawę. Chociaż nie powiem czasami mogę sobie pozwolić na taki luksus i to jeszcze z kawałkiem dobrego, domowego ciasta 🙂
-
Dres
Od zawsze co prawda wolałam spodnie. Spódnice i sukienki zakładałam tylko od święta. W jeansach mogłam być cały dzień. Nic nie uciskało, nie drapało, nie musiałam w nich robić fikołków, siadać co chwila na podłodze, schylać się 100 razy dziennie, tańczyć w rytm dziecięcych zabawek. Jednak od kiedy te wszystkie czynności stały się moją codziennością pokochałam inny rodzaj spodni – dres! Co ważne w dresie też można wyglądać fajnie i seksownie. Właśnie jestem na etapie poszukiwania fajnego kompletu w którym po ciąży mój mąż nie będzie mógł oderwać ode mnie oczu (tak, tak zamierzam szybko wrócić do formy bo czeka nas kilka wyjść, na których muszę dobrze wyglądać. No ok, może nie muszę, ale chcę! ) 🙂
-
Związane włosy
Wiele, wiele lat chodziłam w rozpuszczonych włosach. W związanych lub upiętych włosach można mnie było zobaczyć na studenckim W-Fie lub na jakimś weselu gdzie miałam artystycznie związane czy upięte włosy. Na co dzień czasem prostowałam, czasem nakładałam piankę i miałam kręcone, ale zawsze były rozpuszczone. Przy dziecku to niemożliwe. Samo karmienie piersią domaga się upięcia, nie mówiąc już o zabawach czy wspomnianych wcześniej tarzaniach po podłodze. O nie! Moje włosy nie będą codziennie czyściły podłogi z kurzu. Tak więc upięcie, koński ogon to teraz moja codzienna fryzura.
-
Prysznic
Drogie mamy, która z nas nie lubi poleżeć w wannie pełnej piany? Chyba wszystkie to kochamy 🙂 Ja od dziecka byłam przyzwyczajona do kąpieli, czasem dłuższej czasem trochę krótszej, ale w wannie. No cóż, wiele nie trzeba, aby pokochać ciepły i szybki prysznic. Od kiedy jest Wiktorek po prostu szkoda mi czasu na takie długie chlapanie się w wodzie. Więcej przyjemności sprawia mi jak patrze na niego pluskającego się w wanience. Chociaż przyznaję bez bicia, że dzięki mężowi, który na urodziny sprezentował mi mleczko do kąpieli z płatkami róży bułgarskiej to skorzystałam z możliwości „domowego spa” 🙂
-
Artystyczny, zabawkowy nieład
Ogólnie jestem minimalistką, nie lubię jak wszędzie jest wszystkiego dużo. Lubię ład, porządek i wystawienie na półki kilku fajnie pasujących rzeczy. Dziecko = bałagan. Byłam pewna, że dam sobie z tym radę. W końcu sprzątanie na bieżąco może przynieść zadowalający efekt. Nie! No chyba, że chcesz się zarobić i robić całymi dniami tylko to. No więc od kiedy jestem mamą to pokochałam artystyczny, zabawkowy nieład. Oczywiście na początku dość skrupulatnie próbowałam ogarniać te zabawki. Zakup fajnego, dużego pudła na zabawki, potem drugiego… no cóż moje starania i chęć porządku w domu chyba muszą jeszcze poczekać. Nie da się! Zabawki są wszędzie. Salon stał się pokojem dziennym, w którym na półkach zamiast pięknych zdjęć, figurki z wakacji, kilku ciekawych książek są pluszaki, puzzle, autka, obrazki z autkami, ciuchcie itp. Początkowo mnie to denerwowało, zwłaszcza jak miał nas ktoś odwiedzić, próbowałam to ogarniać, ale poddałam się kiedy Wiktorek dostał od chrzestnej 100 kulek, od dziadków chyba 200 różnokształtnych klocków, a z jego kolekcji autek można już nawet niezły pociąg poustawiać. Tak więc żeby miło się piło wieczorem herbatę z mężem (jak mam siłę) to pozostaje ogarnięcie tego, ale tylko ogarnięcie, a nie dogłębne sprzątanie. Większe sprzątanie ma sens wtedy jak dziecko pójdzie spać. A od rana… 🙂
-
Zakupy on-line
Lubisz zakupy? Wiem, wiem, że odpowiesz TAK! Mało jest kobiet, które nie lubią robić zakupów, buszować gdzieś na wyprzedażach, mierzyć tysiące ciuchów. Ale mam na myśli nie tylko te ubraniowe zakupy, ale też wybieranie czegoś do domu, oglądanie, dotykanie, sprawdzanie. Od kiedy zostałam mamą to przyznaję, że nie mam na to czasu. Zakupy z dzieckiem w moim przypadku to kiepski pomysł. Ostatnio kupiony przed Świętami kożuszek, kupowany „rodzinnie” niestety wrócił na półkę sklepową. Tak więc naturalnym się stało, że polubiłam zakupy on-line. Zarówno w tym jak i w tamtym roku wszystkie prezenty pod choinkę kupiłam przez internet i muszę przyznać, że były strzałem w dziesiątkę. Prezenty dla Tomka, Wiktorka z okazji urodzin, imienin, rocznicy ślubu, czy Dnia Dziecka też zamawiałam przez internet. To naprawdę świetna sprawa. Do spożywczych jeszcze się nie przekonałam, ale chyba na razie nie muszę. Bo jak ja nie mogę ich zrobić to idzie Tomek, często z Wiktorkiem za rękę i kupują dokładnie wszystko to co mają skrupulatnie napisane na karteczce 🙂
-
Zakupy dla kogoś potrafią sprawić większą radość niż dla siebie
Idąc dalej wątkiem zakupów to chyba przyznasz mi rację jak bardzo cieszą kolejne małe, słodkie bodziaki w Twoich dłoniach. W momencie kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży zahaczanie o półkę z akcesoriami dla dzieci, śledzenie on-line sklepów z odzieżą dziecięcą stało się moim nawykiem. Trochę niebezpiecznym bo nieraz ucierpiał na tym nasz budżet, ale nigdy w życiu nie spodziewałam się, że zakupy dla dziecka mogą nieść za sobą taką radość. Kupienie dziecku na „Bal Starszydełek” stroju za ponad 100 zł praktycznie na jeden raz to głupota. Tak wiem, no ale przecież człowiek uczy się na błędach prawda? No przyznaj się czy Tobie ani razu nie zdarzyło się kupić kolejnej pary bodów, śpiochów, których nawet nie zdarzyłaś założyć dziecku? 🙂 Co więcej jak to cieszy, bardziej niż kolejny kosmetyk w kosmetyczce!
-
Gotowanie
Do Magdy Gessler jeszcze mi sporo brakuje. Zarówno talentu jak i tak wielkiej pasji gotowania. Jednak kiedyś nie lubiłam gotować wcale. Od kiedy na świecie pojawił się ten malutki człowieczek, a ja musiałam dbać o siebie podczas karmienia piersią i o męża of course 🙂 który bardzo mi pomagał to zaczęłam gotować. Na początku przyznaję bez bicia dość niechętnie. W momencie kiedy Wiktorek zaczął jeść już nie tylko mleczko mamy to zaczęłam gotować także jemu (od razu zaznaczam, że słoiczki także pojawiły się w diecie mojego synka). Widok jedzącego dziecka, na początku mruczącego coś do siebie po każdym kęsie, a teraz mówiącego „doba” czyli dobre czy pusty talerz są ogromną motywacją i sprawiają wielką radość.
-
Brak makijażu
Chociaż lepiej się czuję jak mam pomalowane chociaż rzęsy to czasami najzwyczajniej w świecie gdzieś mi to umyka. Jestem kobietą więc lubię czuć się piękna. Tak, tak pewnie Tobie też Twój partner powtarza, że jesteś najpiękniejsza bez żadnego makijażu. Ja to od męża słyszałam niejednokrotnie. Jednak nie oszukujmy się, wystarczy, że rzęsy pociągnięte są tuszem to od razu nadają naszej twarzy wyrazu. No cóż od kiedy jednak numerem jeden jest Wiktor i jego potrzeby czasami zupełnie zapominam gdzie stoi kosmetyczka. O nakładaniu podkładu, cieni, kredki itd. już nawet nie wspominam. Większość dni mój makijaż stanowi krem na dzień, czasem uda mi się położyć jeszcze krem pod oczy i na tym koniec. A wyobrażasz sobie, że kiedyś od tego zaczynał się mój dzień? Nie wychodziłam nawet do sklepu bez makijażu.
-
Płaskie buty
Ci co mnie znają już parę dobrych lat wiedzą, że od zawsze lubiłam obcasy. Prawie wszystkie moje buty (no może poza adidasami w które musiałam się przebrać na wspomniany już wcześniej studencki WF) miały chociaż niewielki obcas. Od razu zaznaczam, że nie paradowałam codziennie w 7 czy 10 cm szpilkach, ale lekkie podwyższenie musiało być. Nawet prawo jazdy zdawałam w butach na obcasie (uprzedzam wątpliwości – zdałam za pierwszym razem 🙂 ). Chyba nie muszę za dużo tłumaczyć jak bardzo zmieniła się moja szafka z butami od kiedy zostałam mamą. W sumie to już w ciąży, zwłaszcza w końcówce przerzuciłam się na całkiem płaskie. A później jak już Wiktorek pojawił się na świecie i musiałam z drugiego piętra znieść jego i gondolę do wózka, nie wspominając już czasu kiedy zaczął biegać, a ja za nim na placu zabaw, po trawie, kałużach, a czasem i po błocie. I wszystko jasne 🙂
A na koniec mała sentencja:
Możesz nauczyć się od swoich dzieci
o wiele więcej,
aniżeli one nauczą się od ciebie.
Poprzez ciebie poznają świat,
który już przeminął,
ty w nich natomiast odkrywasz świat,
który właśnie się rodzi.
Friedrich Rückert
Uprawa własnych warzyw i owoców, sobotnie lenistwo sa dni gdy w piżamach paradujemy do obiadu, dzikie tańce w samej bieliźnie, spacery przełajowe i to wszystko o czym Ty piszesz
„dzikie tańce w samej bieliźnie” musi to wyglądać słodko 🙂
Haha sama prawda 🙂 Choć płaskie buty i zakupy online lubiłam zawsze. Sporo uczą nas te małe szkraby 😉
Do zimnej kawy nie mogę się przyzwyczaić 🙂
Sport!! Dzięki mojemu starszemu synowi pokochałam sporty walki, ćwiczy taekwondo bardzo się tym interesuje i tą pasją dzieli się ze mną:) A młodszy syn uczy mnie że wszystko da się zje hhehe ma dopiero 8 miesięcy więc wszytsko przed nami
O tak ja zamierzam zaprzyjaźnić się ze sportem po urodzeniu drugiego dziecka bo dodatkowe kilogramy muszą szybko zniknąć 🙂 ale myślę, że nie będzie z tym problemu bo 2-letni Wiktorek ma tyle energii, że bieganie za nim i z nim to będzie chyba mój codzienny rytuał 🙂
Potwierdzam wszystkie Twoje punkty! :))
To witaj w klubie 🙂
😀 dobre!! Od siebie dorzuciłabym jeszcze smak! Odkryłam smak potraw bez soli, pieprzu, cukru i tak już mi zostało (w 90%) nie doprawiam, nie słodzimy z mężem. Okazało się, że potrawy nie są mdłe, że mają smak. Kto by pomyślał, że brukselka okaże się smaczna!! Ale przede wszystkim gotowane na parze!! Albo smażone.. Nie lubię potraw gotowanych w wodzie :/ to wg mnie właśnie odbiera smak.. Hm.. polubiłam również kawamę Mommycaffe, linoleum (musieliśmy przykryć parkiety, żeby się nie zniszczyły, a sprzątanie było łatwiejsze), jabłka (moja nowa przekąska!!) i pieluszki wielorazowe!! Tak tak, polubiłam przewijanie.. wręcz nie mogę się doczekać,kiedy nadejdzie ten niezwykły czas wyboru nowej pieluchy z przewijaka!! 😀
Z tymi smakami to faktycznie można się przestawić. Ja też zwłaszcza podczas karmienia piersią dość mocno ograniczyłam przyprawy, a później jak zaczęłam gotować Wiktorkowi to jadłam to co on i wynik jest taki, że teraz bardzo mało przyprawiam, a czasami nawet nie potrzebuję wcale. Ach! te dzieciaki tak wiele nas uczą i wiele zmieniają na DOBRE oczywiście 🙂
Wszystko poza dresem i bałaganem lubiłam wcześniej. Zimnie kawy nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić, więc nauczyłam się pić ją biegając z kubkiem po domu 😛
Bałagan? Tu chodzi o artystyczny nieład 🙂 o pokój pełny dziecięcych rzeczy w którym jak to określiła moja szwagierka „widać, że jest życie i to kolorowe” 🙂 A co do kawy to chciałabym Cię kiedyś zobaczyć w akcji 🙂
W miarę czytania mam coraz większego banana na twarzy. Opisałaś mnie – dziękuję 😉 🙂
Ogólnie tylko z dresu staram się wyjść i coraz częściej, nawet jadąc po zakupy, zakładam sukienkę. Ma ona jeszcze jeden walor oprócz kobiecości – łatwiej ukryć zbędne kilogramy 😉
He he myślę, że większość mam podpisałaby się obiema rękami pod kilkoma punktami 🙂 A co do dresu to ja jestem na etapie preferowania go w domu, jak wychodzę to jednak zawsze się przebieram, ale w spodnie. Widzisz jakoś nie myślałam o sukienkach w tych kategoriach, że potrafią więcej ukryć. Po ciąży chyba będę musiała zrobić konkretne porządki w szafie 🙂
Ja nie powiedziałabym, że te rzeczy polubiłam, raczej się do nich przyzwyczaiłam po prostu:) Nie licząc zakupów w sieci – je lubiłam zawsze;)
I pewnie nie raz robiąc zakupy w sieci trochę Cię poniosło i w Twoim wirtualnym koszyku znalazło się jakoś przypadkiem o wiele więcej rzeczy dla dziecka niż tak na prawdę potrzebowałaś 🙂 Mam trochę racji? 🙂 U mnie się to zdarzyło i to nie raz 🙂
Zdecydowanie tak, chociaż częściej niż w sieci zdarza mi się to w normalnych sklepach… ostatnio poszłam do rossmana po coś tam, a wyszłam z puzzlami czuczu:P 😉
He he 🙂 Tak to już jest z nami – mamami 🙂 A czuczu jest bardzo fajne, też mamy kilka ich pozycji 🙂
Polubiłam wiele z tych punktów, ale artystycznego nieładu zabawkowego nie znoszę i zawsze co wieczór przed spaniem Filipa sprzątamy zabawki dla mojego zdrowia psychinczego 😉
No to Cię podziwiam:) U nas tak jak wspomniałam salon stał się pokojem dziennym w którym spędzamy 90% czasu więc zabawki są wszędzie i stanowią już wystrój tego pokoju, który polubiłam. Właśnie przed chwilą skończyłam je tylko trochę „ogarniać” 🙂
Dzieci zmieniają perspektywę 😉 Jeszcze żadnego nie posiadam, ale chociaż wiem na co będę musiała się przygotować:)
Pomimo wielu zmian jakie dziecko wprowadza w nasze życie to serdecznie polecam! Macierzyństwo to chyba najpiękniejsza rzecz jaką może doświadczyć kobieta…
co do punktu 7 – zakupy dla dziecka to super sprawa! ja właśnie niedługo zostanę ciocią i szaleję z zakupami, a sobie nic nie kupię, i tak czy siak mam mega radochę z tego 🙂
A pomyśl co to będzie jak zaczniesz takie rzeczy kupować dla swojego dziecka 🙂 Gwarantuję jeszcze większą radość (tylko ostrzegam, że czasami domowy budżet może trochę ucierpieć 🙂 )
o nie, ja swojego dziecka mieć nie będę 😀 wystarczy mi dziecko mojego chłopaka, wystarczająco daje mi w kość 😀
Mimo wszystko myślę, że to kwestia czasu 🙂 Może kiedyś obudzi się u Ciebie instynkt macierzyński 🙂
W sumie mój tryb życia. Minus gotowanie. Nie trzeba być mamą. Wystarczy mieć mało czasu 😉
Zasadniczą kwestią jest jeszcze fakt, że te wymienione rzeczy zaczyna się lubić będąc Mamą 🙂 Macierzyństwo po prostu wiele rzeczy zmienia w naszym życiu i fajnie jak potrafimy się w tym wszystkim odnaleźć 🙂
Ależ jesteście słodcy! A co do postu to owszem polubiłam wszystko to o wymieniłaś…zwłaszcza dres i kawę! Zabawne, że teraz kupuję ciuchy tak by wyglądać ładnie po domowemu, a u fryzjera podstawowym kryterium jest możliwość związania włosów w „węzłokoka” (dlatego mam długie:P) Ja polubiłam coś co może wydawać się dziwne, ale polubiłam jasność! Jasne kolory, jasne wnętrza…Wcześnie podobał mi się styl surowy, wręcz kawalerski i ciemne kolory…Dziś jest zupełnie, zupełnie na odwrót:) Polubiłam też dziecięce akcenty. Wcześniej nie rozumiałam po co obwiesza się lodówkę rysunkami dzieci, dziś wiem dlaczego, rozumiem dlaczego, sama tak robię i bardzo to lubię! 🙂
Rysunki, które są takie urocze, zdjęcia dzieci, które są takie naturalne i urzekające! Tak się zastanawiam… czy kiedyś nam to minie czy to już na zawsze się zmieni, że będziemy już zawsze obwieszać dom wszystkim co zrobiło lub zdobyło nasze dziecko zaczynając od zwykłych rysunków, po jakieś dyplomy, medale, laurki? Hmm… macierzyństwo po prostu zmienia! 🙂
zakładam, że dyplomy czy puchary kiedyś wylądują w ich pokojach, w ich osobistej przestrzeni:) będą w końcu prawie dorośli:P Ech…i znowu będziemy się musiały do nich dostosować:P
Jednak to będzie nadal nasz wspólny dom:) I tak jak mówisz, będziemy musiały zaakceptować ich styl i wystrój swojego gniazdka, ach… ta matczyna wyrozumiałość 🙂
Wszystko się zgadza 🙂 punkt na temat włosów, aż się uśmiechnęłam :d
He he, wbrew pozorom dzieci potrafią być bardzo kreatywne 🙂 Ostatnio Wiktorek wymyślił, że wszyscy jesteśmy pieskami i chyba z pół godziny chodziliśmy całą rodzinką na czworaka i krzyczeliśmy „ał ał” 🙂
Pod większością z powyższych punktów mogłabym się podpisać 🙂 Moje dziecko ma 5 lat, a ja w dalszym ciągu wypijam zimną kawę. Przyzwyczajenie sprawia, że nie odczuwam jakoś specjalnie tego.
pozdrawiam
Przyzwyczajenie może sprawić, że coś czego wcześniej się nie lubiło zaczyna się akceptować, a nawet lubić, tak jak się stało u mnie właśnie z zimną kawą 🙂
U mnie tylko zakupy on-line, płaskie buty i zamiłowanie do kupowanie wszystkiego dla córki zamiast dla siebie. Reszta została tak jak kiedyś. Włosy rozpuszczone, makijaż pełny, tylko z trwałą szminką, żeby niuni nie brudzić przy pocałunkach i łaskotaniu… I kąpiele biorę długie, a mała w tym czasie pluszcze się obok wanny ze swoimi zabawkami. 😀 Jakoś staram się pogodzić moje stare życie, które lubiłam, z tym cudownym czasem bycia mamą malucha.
No to Cię podziwiam, zwłaszcza jeżeli chodzi o rozpuszczone włosy bo ja z moim dwulatkiem i jego pomysłami na zabawę chyba nie dałabym rady:)
To pewnie też kwestia tego, jakie ma się dziecko, z jakim charakterem. Moja bardzo reaguje np. na słowa „boli mamusię” i wtedy od razu mnie całuje i głaszcze. 😀 Więc już wie, że ciąganie za włosy boli i tak nie robi. A kawkę piję ciepłą, bo mamy taki rytuał, że jak wstajemy ona dostaje butlę z mlekiem, a ja kawkę i oglądamy bajki. Łaskawe dziecko mi się trafiło. 😉
To u mnie też nie ma ciągnięcia za włosy, jednak temperament i pomysłowość mojego Wiktorka nie zna granic. Wygodniej po prostu czuję się w związanych. Jeszcze jak był malutki i karmiłam piersią to mi samej przeszkadzały wszechobecne włosy więc to mi się akurat zmieniło i teraz upinam i co więcej tak lubię 🙂
Wszystkie punkty się zgadzają, to ciekawe, że my – mamy – mamy tak podobne doświadczenia, choć się nie znamy. Chociaż…może co do jednego bym się nie zgodziła – gotowanie – jeszcze nie polubiłam (robię, bo muszę 😉
Mi też się wydawało, że nigdy nie polubię gotowania już nie wspominając o tym, że nawet nie myślałam, że kiedykolwiek będzie sprawiać mi to radość. Może z czasem się to zmieni albo synek przejmie stery 🙂
Punkty 8 – nie mam pasji ani umiejętności i 9 – nie wyjdę z domu bez makijażu, choćby małej kreski pod okiem, a paznokcie zawsze mam umalowane – ot taka moja słabostka 🙂 Kawa – zawsze lubiłam zimną, taki dziwoląg ze mnie 🙂
Czyli mówisz, że Twój mąż w domu to Master Chef? 🙂 Paznokcie to też moja słabostka, takie hobby, ale uwielbiam je komuś robić, a sobie nie bardzo.
Nieee, mąż nie gotuje wcale 🙂 Ja gotuje choc nie lubię, u mnie obiady sa szybkie, tanie, ale dobre 🙂 Gotuję bo muszę 🙂
Rozumiem. Może z czasem się to zmieni. Ja też kiedyś nie wyobrażałam sobie, że będę tyle gotować. Kuchnię omijałam szerokim łukiem, a teraz… nawet zaczynam pomału eksperymentować 🙂
Podpisuję się pod tym co napisałaś. Chociaż z kawą było u mnie wręcz odwrotnie – kiedyś tylko zimna, teraz gorąca 🙂
I masz faktycznie czas wypić całą kawę gorącą? 🙂
A mam 🙂 Robię to tak – dużo pianki robię i trochę przekładam małemu do kubeczka, więc on ma swoją własną kawę, a ja trochę czasu na wypicie swojej 🙂
O widzisz, to jest jakiś sposób. Tylko pewnie korzystasz z ekspresu do kawy, którego my jeszcze niestety nie mamy 🙁
Zwykle tak, ale nie zawsze. Zwykły spieniacz do mleka też daje radę 🙂
No to może warto się nad tym zastanowić, hmm… chociaż tak jak pisałam zimna kawa wcale nie jest taka zła 🙂
co prawda dużo z tych podpunktów było moimi ulubionymi przed narodzinami córki, ale buty na płaskiej podeszwie i związane włosy mocno sobie teraz cenię 😀
O tak! Wyjście na plac zabaw z dzieckiem w butach na obcasie to istne samobójstwo 🙂
podpisuję się pod większością punktów !
zawsze zimna kawa..
Pozdrawiam MARCELKA fashion 🙂
Ha, widzę, że mogę się całkiem nieźle odnaleźć w roli mamy – nigdy nie pijam gorących napojów, włosy noszę związane bo inaczej przeszkadzałyby mi w pracy, noszę jedynie płaskie buty, w domu dresy, kocham kupować drobiazgi dla mojego bratanka choć sama nienawidzę robić zakupów, ostatnio właśnie buszuję jedynie w internetach 😉
Zakupy przez Internet to świetna sprawa, tylko dostęp do niech 24h/dobę i możliwość zakupów czego chcemy i kiedy tylko chcemy bywa czasem zgubna. A zakupy dla dziecka to dopiero frajda 😉
Ja na szczęście się hamuję, śmieję się, że byłam ubraniową minimalistką zanim minimalizm stał się modny – wiem po prostu czego mi brakuje i tylko to kupuję – jednak i tu pojawia się problem, bo zazwyczaj trudno jest znaleźć tą idealną, wymyśloną rzecz 🙂
I siedzi się i siedzi przed tym komputerem i szuka… 🙂 Ja właśnie uczę się takiego podejścia jak Ty, aby kupować tylko to co potrzebuję, ale czasami niestety fantazja mnie poniesie, zwłaszcza jeżeli chodzi o Wiktorka 🙂
Wyobrażam sobie, dla dzieci jest tyle bajecznych rzeczy, że chciałoby się takiemu Maluchowi kupić wszystko… A szkraby tak szybko rosną, że potem okazuje się, że daną rzecz założy najwyżej raz albo dwa 😉
Dokładnie tak, a czasami nie zdąży się założyć wcale zwłaszcza jak dziecko jest w tym okresie niemowlęcym i tak szybko rośnie 🙂
Bywa też tak i u mnie, choć nie zawsze i nie codziennie. A kawa jak mi wystygnie, to wylewam i robię sobie nową – nie cierpię zimnej. 😉
pozdrawiam 🙂
Oj to ja czasami musiałabym pół słoika zużyć na robienie sobie nowych 🙂 Ostatnio jednak mąż daje mi tą szansę i w weekend prawie zawsze mam możliwość wypicia CAŁEJ gorącej kawy 🙂
Według mnie wszystkie punkty wymienione przez Ciebie są trafione w 10:-) Ja polubiłam również motywację do działania, jaką daje mi moja córeczka i generalnie lepszą organizację.Nigdy nie sądziłam, że tyle można zrobić w trakcie jednego dnia:-)
O tak! Dziecko to bardzo duża motywacja i siła napędowa do działania 🙂